Freeride Antoniego Pawlickiego w St. Moritz

Antoni Pawlicki, jedno z najbardziej "gorących" nazwisk młodego pokolenia polskich aktorów, wyruszył z nami na wyprawę narciarską do kultowego szwajcarskiego kurortu. Antek opowiedział co oprócz występowania przed kamerą, daje mu w życiu tyle samo frajdy.

 

 

Infoski: Urodziłeś i wychowałeś się w rodzinie o tradycjach aktorsko - filmowych. To bardziej przeszkadzało czy pomagało w Twojej karierze?

Antoni Pawlicki: Na moją "karierę" nie miało to żadnego wpływu. Moja babcia - aktorka zmarła kiedy miałem dziesięć lat, więc gdy zdawałem do szkoły aktorskiej i dostawałem pierwszą pracę w tym zawodzie nie mogła mi w niczym pomóc. Z kolei mój ojciec i wujek są związani z telewizją, a dokładniej z filmem dokumentalnym, więc także nie mają wpływu na to co robię. Czasem zdarza mi się spotkać kogoś, kto wspomni moją babcię, albo powie mi, że poznał kiedyś mojego wujka i na tym to się kończy. Mam poczucie, że to co osiągnąłem zawdzięczam samemu sobie.

Infoski: Pisałeś pracę magisterską na temat swojej babci. To było dla Ciebie bardziej wyzwanie naukowe czy spełnienie ambicji rodzinnych?

A. P.: I to, i to. Z punktu widzenia naukowego, jeśli w ogóle tak można powiedzieć o pracach magisterskich pisanych na tym wydziale, chciałem odkryć dla siebie portret psychologiczny osoby po której być może odziedziczyłem jakieś geny, a która przez całe swoje dorosłe życie bardzo dużo pracowała w zawodzie aktora, bardzo rzadko grając pierwszoplanowe role. Jednocześnie pozostała w pamięci kolegów i widzów jako wielka aktorka i niezwykle ciepła, miła, skromna, po prostu dobra osoba. Chciałem dowiedzieć się, jak ktoś taki, o cechach pozornie nieprzystających do uprawiania tego niezwykle trudnego zawodu, mógł tak wspaniale sobie w nim radzić i pozostawić po sobie tak wielki dorobek artystyczny. Z drugiej strony jako wnuczek Barbary Rychwalskiej uważałem, że taka próba sportretowania jej życia po prostu się mojej babci należy. A kiedy zacząłem zbierać informacje o jej dzieciństwie, dodatkowo odkryłem jak dla mnie ważna jest podróż po czasach moich pradziadków.

Infoski: Historia zawsze była jedną z Twoich wielkich pasji. Zaraziłeś się nią jeszcze w domu rodzinnym. Role w takich produkcjach jak "Czas honoru" czy "Katyń" były wybrane nieprzypadkowo?

A. P.: Myślę, że role w tych produkcjach przyjąłbym nawet gdybym nie interesował się historią. To były przede wszystkim ciekawe wyzwania aktorskie. Moje zainteresowania tylko pomogły mi w ich zrealizowaniu. Z wielką ochotą zabrałem się do czytania książek poświęconych zagadnieniom, które były poruszane w tych produkcjach. Wcielanie się w historyczne postacie, samo bycie na planie, gdzie scenografia przenosi nas w czasie to dla osoby interesującej się historią wielka przyjemność.

Infoski: W wywiadach często podkreślasz, że od zawsze chciałeś sam zarabiać na swoje konto, być samodzielny. Kiedy zarobiłeś swoją pierwszą aktorską gażę, przy jakiej okazji?

A. P.: To było bardzo bardzo dawno temu. Byłem w podstawówce i zagrałem pajacyka w teatrze TV w reżyserii Barbary Borys Damięckiej. Nie przypominam sobie tytułu sztuki, ale pamiętam, że króla grał tam Wiesław Michnikowski i że było to dla mnie ogromnym przeżyciem spotkać go osobiście. Moi rodzice odkąd pamiętam opowiadali mi o ciekawych aktorach i pokazywali mi różne nagrania, w tym Kabaret Starszych Panów. Od Michnikowskiego wziąłem autograf, a za swoją pierwszą i nie ostatnią jak się później okazało aktorską gażę kupiłem sobie nowy rower.

Infoski: Podobno posiadasz uprawnienia instruktora narciarskiego i na nartach jeździsz od dziecka. Miałeś kiedyś sportowo – zawodowe marzenia? Jak określiłbyś swój styl jazdy?

A. P.: Tak, kiedy byłem w szkole średniej zrobiłem uprawnienia tzw. Op1. To było dawno temu i nigdy nie pracowałem jako instruktor, a moje ambicje sportowe kończą się na wygrywaniu towarzyskich slalomów, które wszyscy wiemy jaką mają trudność. Wraz z pojawieniem się nart taliowanych znalazłem wielką przyjemność z czystej jazdy na krawędziach. Cały czas staram się doskonalić swoją postawę na nartach.

Infoski: W St.Moritz nie brakowało atrakcji: jeździłeś na nartach, bobslejem, na sankach, Rolls Roycem.. Co będziesz najdłużej wspominał?

A. P.: Przejażdżka Bobslejem i Rollsem oczywiście były bardzo przyjemne, ale niezaprzeczalnie największą frajdę sprawiło mi szusowanie na niezliczonych trasach ośrodków otaczających St. Moritz. To tam też pierwszy raz spróbowałem na poważnie jazdy poza trasami. Nie ukrywam, że to było niesamowite doświadczanie. Freeride zmienił moje myślenie o narciarstwie. Myślę, że teraz jeśli tylko warunki na to pozwolą będę wybierał się poza trasy. Takie podejście do narciarstwa to wielka przygoda, która nie ma szansy się znudzić.

Infoski: Co wybrałbyś z tego "zabójczego" połączenia: narciarskie free ski czy wyprawa jachtem w środek sztormu?

A. P.: Ha ha dobre pytanie! Narciarstwo i żeglarstwo to dwie moje wielkie pasje i mam nadzieję, że nie będę musiał z żadnej z nich zrezygnować. Życie tak się układa, że teraz częściej jeżdżę na nartach niż żegluję. Wyjazdy narciarskie są krótsze niż rejsy morskie. A przecież tyle jeszcze innych wypraw muszę odbyć. Samochodem terenowym, motorem, zdobyć ośmiotysięcznik. Dlatego mam niecny plan na swoją emeryturę. Sprzedam wszystko co mam, kupię jacht i będę żeglował aż po kres moich dni... (uśmiech).

Infoski: Jedną z Twoich wielkich słabości są też podróże. Zawsze je planujesz czy zdarzają Ci się też spontaniczne i szalone wyprawy w nieznane z ostatnim banknotem w kieszeni?

A. P.: Teraz już częściej planuję swoje wyprawy, zwłaszcza, że są w coraz to dalsze i mniej przystępne regiony, gdzie brak odpowiedniego przygotowania mógłby się dla mnie źle skończyć. To oczywiście nie znaczy, że mam na wyprawie zaplanowany każdy dzień. Lubię podróżować na luzie, nie spieszyć się i podejmować decyzję w zależności od warunków. Niemniej był czas, kiedy na przykład jechałem stopem przez Europę i musiałem żebrać o grosze na dworcu Keleti w Budapeszcie, żeby móc zadzwonić z automatu do matki i poinformować ją, że jeszcze żyję (uśmiech).

Infoski: Jeździsz jeszcze po Warszawie swoim maluchem?

A. P.: Tak! Niestety nie tak często jakbym tego chciał.. a wynika to z tego, że mój maluch jest po prostu bardzo awaryjny. Modyfikacje silnika, zawieszenia i hamulców nie przyczyniły się niestety do polepszenia jego trwałości, a jedynie do poprawienia osiągów. Szybka jazda powoduje z kolei więcej usterek. I dlatego maluszek stoi częściej w warsztacie niż pod domem. Po za tym moja motoryzacyjna pasja sprawiła, że jestem już w posiadaniu pięciu pojazdów, wiec czas który poświęcam na jazdę rozkłada się na coraz więcej maszyn.

Infoski: Warszawa to Twoje miasto od pokoleń. Widziałbyś to miasto w jakiejś historii filmowej na miarę "Zakochanych w Rzymie"?

A. P.: Mnie się marzy film o Warszawie dwudziestolecia międzywojennego. Kiedy lewobrzeżna część miasta nazywana jest Paryżem Wschodu, gdzie tętni życie towarzyskie, migotają neony, a po ulicach przemykają lśniące powozy i automobile, a na prawym brzegu miasto tonie we krwi zarzynanych w ubojniach zwierząt i ludzi, którzy trafiali pod smyki ferajny bandziorów, rządzących na Pradze od Annopola po Gocław. To by była historia młodego kieszonkowca, który wychował się w rynsztokach Różyca, jest mistrzem swojego fachu i podczas jednej ze swoich złodziejskich eskapad na drugą stronę rzeki poznaje i zakochuje się z wzajemnością w córce naczelnika policji. To byłby film o moim mieście, który chciałbym zobaczyć.

Infoski: W jednym z wywiadów przyznałeś, że zdarza Ci się histeryzować i rzucać talerzami. O co jeszcze nie podejrzewa się Antoniego Pawlickiego?

A. P.: Nad tego rodzaju emocjami nauczyłem się już panować. Mam jak każdy wiele cech, które ujawniają się dopiero przy bliższym poznaniu i będą one znane stosunkowo nielicznej grupie osób, które mnie bliżej poznały. Dla mnie jest bardzo ważne zachować sporą dozę prywatności.

Infoski: Lubisz gdy nazywa się Ciebie amantem polskiego kina? Jaki jest Twój stosunek do swojego medialnego wizerunku?

A. P.: Nie widzę nic złego w tym, że ktoś nazywa mnie amantem kina, jeśli ma taką potrzebę. Ja nie buduję na siłę jakiegoś swojego wizerunku w mediach. Staram się być naturalny, a przede wszystkim chciałbym, żeby za mnie mówiły moje role, moje dokonania, a nie to jak się ubieram, albo jak się zachowuję prywatnie.

Infoski: Wziąłeś udział w akcji charytatywnej Kalendarza Gentelmani. Jak poradziłeś sobie w roli śpiewającego gentlemana?

A. P.: No cóż, nie jestem mistrzem świata w śpiewaniu, ale uważam inicjatywę Oliviera Janiaka za bardzo pożyteczną i zrealizowaną w dobrym guście. Za efekt końcowy jest odpowiedzialny Michał Przytuła, który zrobił aranż do wszystkich numerów i bardzo pomógł tym z nas, którzy ze śpiewem są na bakier.

Infoski: Czy to prawda, że pojawisz się w nowych odcinkach "Komisarza Aleksa"? Powiesz coś więcej o swojej roli?

A. P.: Tak, to prawda, że pojawię się w nowych odcinkach "Komisarza Aleksa". Moja postać nazywa się Michał Orlicz. To człowiek pochodzący z lekarskiej rodziny, decyduje się na pracę w policji po tym jak bandyci zabili mu ojca. Od tego czasu całe swoje życie postanowił podporządkować walce z przestępczością. Jest skupiony, małomówny, przenikliwy, precyzyjny i wysportowany. W ramach przygotowania do tej roli zacząłem ćwiczyć Krav Mage u Davida Fajera.

Infoski: Będzie o Tobie jeszcze głośno? Co szykujesz dla widzów?

A. P.: Jestem pełen zapału do życia i pracy. Mam nadzieję jeszcze wiele razy zaskoczyć widzów. W niedalekiej przyszłości oprócz na "Komisarza Aleksa" zapraszam na film "Papusza", gdzie zagrałem poetę Jerzego Ficowskiego. O odleglejszej przyszłości nie mogę jeszcze szczegółowo opowiadać, ale wspomnę tylko, że mam nadzieję wkrótce kontrolować przebieg powstawania projektów filmowych od początku do końca.

Infoski: Dziękuję za rozmowę.

 

Natalia Kasperska, Infoski.pl


Zapisz się na Newsletter InfoSki.pl

Informacje, promocje i last minute w Twojej skrzynce!

Zamów także drukowany katalog InfoSki

Polityka prywatności.